niedziela, 18 lutego 2018

Lustro

W dzieciństwie bali się tego miejsca. Rodzice opowiadali im o owym domu niestworzone historie. Podobno kiedyś mieszkała tu zła czarownica, a jej siedziba nadal nasączona była niebezpieczną magią. 
Teraz jednak, gdy już podrośli, poczuli nieodpartą chęć, by zbadać to miejsce. Ciekawość zżerała ich od środka już przez dłuższy czas. 
Był parny, letni dzień, gdy wyruszali w drogę. Dom mieścił się na pustkowiu po drugiej stronie lasu. Zamierzali dotrzeć tam wieczorem i spędzić w nim noc. 
 — Nie boisz się? — zapytał niepewnie Heino, gdy wkraczali w leśny gąszcz. 
 — Wcale — odpowiedziała krótko Maisa. 
Heino nigdy by się do tego przed nią nie przyznał, ale na samą myśl o tym, że miał spędzić noc w domu czarownicy, było mu niedobrze ze strachu.  
 — A te historie, które nam opowiadali rodzice...  
 — Daj spokój, przecież to były tylko bajki dla małych dzieci — rzekła Maisa. — Chyba w to nie wierzysz? 
 — Nie, skąd... — mruknął Heino. 
Zmierzchało, gdy dotarli na miejsce. Dom stał w morzu wysokiej trawy. Był cały obrośnięty bluszczem. Drewniane ściany zaczynały gnić, a dach wyglądał tak, jakby w każdej chwili mógł się zawalić. Niektóre okna zabito deskami. Przed drzwiami leżało martwe drzewo, powalone zapewne przez piorun. 
 — To co, wchodzimy? — szepnęła podekscytowana Maisa. 
 — No... — Heino ze strachem zerknął na dom.  
Nie podobało mu się to miejsce. Miał złe przeczucia. Nie chciał jednak wyjść na tchórza. 
 — Tak, wchodzimy — powiedział w końcu. 
Przeleźli przez powalony pień. Maisa ostrożnie pchnęła drzwi. Znaleźli się w środku. 
Ich oczom ukazał się zakurzony korytarz. Po obu jego stronach były drzwi do pokojów, a w głębi widniały schody na piętro. Weszli do najbliższego pomieszczenia. Stało tam kilka zniszczonych przez czas mebli, wszystkie brudne i pokryte pajęczynami. 
Podobnie było w pozostałych pokojach. Nie natknęli się na nic niezwykłego. 
 — Idziemy na górę — zadecydowała Maisa. 
 — Nie, lepiej nie! Te schody nie wyglądają na stabilne — powiedział Heino. 
 — E tam — Maisa zaczęła się wspinać po drewnianych schodach. Heino, chcąc nie chcąc, ruszył za nią. 
Na piętrze również nie było nic ciekawego. Cały dom wyglądał na zwykłą, opuszczoną ruderę, do której nikt od dawna nie zaglądał. 
 — Jestem rozczarowana — wyznała Maisa. — To zwyczajny dom! Tu nie mogła mieszkać żadna czarownica. 
 — Skoro tak, to może już wracajmy? — zapytał z nadzieją Heino. 
 — W żadnym wypadku! Musimy zbadać to miejsce dokładniej. Czuję, że coś jednak się tu kryje... 
Heino westchnął. Kochał Maisę od dzieciństwa między innymi właśnie za ową niezwykłą odwagę i ciekawość świata. Nigdy nie zdobył się jednak na wyznanie jej swojego uczucia. Zeszli z powrotem na dół. 
Maisa krążyła po pokojach pełna niedowierzania. Niemożliwe, żeby nic tutaj nie było. Weszła do pomieszczenia, które zwiedzili jako pierwsze. I wtedy coś zobaczyła. 
W zakurzonej podłodze odcinał się niewyraźny kwadrat. Wejście, zapewne do piwnicy. 
Podekscytowana Maisa zawołała: 
 — Heino! Chodź tutaj. W podłodze jest klapa! 
Heino wkroczył do pokoju. Maisa spróbowała podważyć klapę, bo uchwyt do niej był urwany 
 — Masz ze sobą jakiś nóż?  
Heino pogrzebał w swojej torbie i po chwili wyciągnął z niej nóż, który jej podał. Maisa natychmiast go użyła i otworzyła wejście w podłodze. W ciemnym kwadracie widać było niewyraźny zarys drabinki prowadzącej w dół. 
 — Maiso, nie wchodź tam, to niebezpieczne... — wymamrotał Heino, ale Maisa była już w połowie drabinki. 
 — Heino! Schodź! Nie uwierzysz! — zawołała po chwili z dołu. 
Heino z pewną niechęcią zszedł po drabince i... znalazł się w zupełnie innym świecie. Piwnica bardzo różniła się od tego, co było na górze. Dziwne, niebieskawe światło, które wydobywało się znikąd, oświetlało mały labirynt podziemnych pomieszczeń. 
Maisa ruszyła naprzód, a Heino niespokojnie zerknął na drabinkę. 
 — Maiso, myślę, że nie powinniśmy tu przebywać — szepnął. 
 — Daj spokój, nic się nie stanie. Chodź — zachęciła go Maisa i weszła do jednej z piwnicznych komnat. 
Jej oczom ukazał się niezwykły widok. Pokój pełen był magicznych przedmiotów. Na środku stał wielki kocioł, za nim stół, na którym leżała różnego rodzaju alchemiczna aparatura. W rogu połyskiwała niebieska kula umieszczona na cienkim podeście. Wszystko pokrywał kurz i pajęczyny. 
 — Tu jest niesamowicie... — wyszeptała Maisa. 
 — Ty jesteś niesamowita — mruknął Heino, ale Maisa tego nie usłyszała, zajęta oglądaniem niezwykłych przedmiotów. 
Okazało się, że piwnica jest większa, niż myśleli. Rozdzielili się, badając pomieszczenia. Heino natknął się na komnatę pełną regałów z księgami. Zafascynowany, zaczął je przeglądać. Były bardzo stare i napisane w niezrozumiałym dla niego języku. Zawierały dużo dziwnych ilustracji, przedstawiających jakieś niezwykłe stwory, skomplikowane urządzenia i rośliny, których nigdy w życiu nie widział. 
Maisa weszła do ostatniej komnaty. Stało w niej bardzo stare biurko, kilka foteli, dziwne urządzenie, które wyglądało, jakby było ze złota i duże, zdobione lustro. Rozejrzała się, jej wzrok zatrzymał się na stercie pergaminów rozłożonych na blacie biurka, spojrzała przelotnie na lustro, po czym podeszła do tajemniczej złotej maszyny. 
Poczuła się dziwnie. Coś tu się nie zgadzało. Ponownie się rozejrzała. Gdy zerknęła na lustro, zauważyła niezwykłą rzecz. Komnata, w której była, nie odbijała się w nim. Znajdował się tam zupełnie inny pokój. 
Maisa podeszła do lustra. Nie zobaczyła swojego odbicia, tylko wnętrze jakiegoś bogato wyposażonego salonu. Najpierw pomyślała, że to obraz, ale zaglądając głębiej dostrzegła zmieniającą się perspektywę. Zupełnie jakby za szkłem znajdował się pokój.  
Sięgnęła ręką, ale dotknęła tylko zimnej tafli lustra.  
Zajrzała za lustro, oparte było o ścianę pod kątem, a między nim, a murem była szpara. To przecież niemożliwe, pomyślała. Nagle coś usłyszała. Kroki. Do pokoju w lustrze ktoś wszedł. Serce jej drgnęło.  
Śliczny chłopak, wyglądający na jej rówieśnika, podszedł do komody i zaczął grzebać w jednej z szuflad. Był bardzo elegancko ubrany, przypominał księcia z bajki, którą czytała w dzieciństwie.  
Maisa chwilę mu się przyglądała. On jej w ogóle nie zauważył. Zapukała w lustro i powiedziała: 
 — Hej. 
Chłopak natychmiast odwrócił się w jej stronę zdziwiony.  
 — Witaj — powiedział cicho. 
 — Kim jesteś? — zapytała z ciekawością Maisa. 
Chłopak podszedł bliżej i kłaniając się uprzejmie, przedstawił się: 
 — Jestem Sakari, książę Sonlandii. A ty, panienko, to...? 
 — Maisa.  
Czyli rzeczywiście był księciem. Maisa poczuła, że serce zabiło jej szybciej. 
 — Maisa... — powtórzył Sakari. — Maiso, czy wiesz, że w tym lustrze nie pojawił się nikt od prawie siedemdziesięciu lat? 
 — Możliwe — rzekła z namysłem Maisa. — Dom jest opuszczony, wygląda na to, że nikt od dawna w nim nie był. 
 — Moi dziadkowie kontaktowali się kiedyś przez to lustro z kobietą, która tu mieszkała, jednak pewnego dnia zniknęła ona bez pożegnania.  
 — A właściwie to jak to się dzieje, że... widzimy się przez lustro? — zapytała Maisa. — Gdzie ty mieszkasz? Daleko? Bo przykro mi, ale nigdy nie słyszałam o Sonlandii... 
 — Maiso, jestem dalej niż myślisz. To lustro to prastary magiczny artefakt, który łączy ze sobą dwa równoległe światy — wyjaśnił Sakari. 
 — Dwa równoległe światy? Niemożliwe, nie wierzę... Nigdy nie słyszałam, żeby istniał jeszcze jakiś inny świat. 
 — Bo mało kto o tym wie. To wielka tajemnica. Dlatego też nie możesz nikomu powiedzieć o tym, czego właśnie się dowiedziałaś. Skoro tym domem, w którym jesteś, nikt się nie interesuje, to lustro może w nim pozostać, ale wypadałoby je jakoś jeszcze zabezpieczyć...  
Maisa była w szoku, tego dnia miała dużo wrażeń. Została jednak z Sakarim i długo ze sobą rozmawiali. Okazało się, że świetnie się dogadywali. 
Heino był tak zajęty wertowaniem grubych tomów, że zapomniał o całym świecie. W końcu odłożył na miejsce wyjątkowo interesującą księgę i postanowił poszukać Maisy. Zaniepokoiło go to, że od dawna jej nie widział. 
 — Maiso! Gdzie jesteś? — zawołał. 
Maisa ze strachem spojrzała w stronę drzwi. 
 — Sakari... Chyba musimy się już rozstać. Mój przyjaciel tu idzie — szepnęła gorączkowo. — Ale... Spotkamy się jeszcze, prawda? 
 — Jeśli tylko tego chcesz, Maiso. A teraz już idź. Do zobaczenia — Sakari zarzucił jakiś materiał na lustro od swojej strony, nie było już w nim widać salonu. 
Wtedy do pokoju wszedł Heino. 
 — Maiso! Czemu się nie odzywasz? — zapytał z wyrzutem. 
 — Ja... wybacz, chyba przysnęłam — skłamała Maisa. 
 — Zrobiło się późno, idźmy już spać — zaproponował Heino. 

*** 

Od tamtej pory Maisa bardzo często wymykała się do domu czarownicy, ale już sama. Nikt nie mógł dowiedzieć się o lustrze. Dni mijały, a ona była coraz bardziej zafascynowana księciem Sakarim. 
Heino zauważył zmianę w jej zachowaniu i bardzo się tym zmartwił. Już od dłuższego czasu zbierał się, by wreszcie wyznać jej miłość. Zauważył jednak, że zaczęła być tajemnicza, miała dla niego coraz mniej czasu i wymykała się gdzieś często. Możliwe, że do jakiegoś młodzieńca. Musiał się pospieszyć. Miał nadzieję, że nie było jeszcze za późno. 
Umówili się w ich ulubionym miejscu, nad rzeką w głębi lasu. Heino całą noc nie spał, wymyślając najróżniejsze scenariusze ich rozmowy. Był bardzo zdenerwowany, ale wiedział, że tym razem nie może stchórzyć. Gdy już byli na miejscu, zaczął: 
 — Maiso... Muszę ci o czymś powiedzieć. 
 — Tak? Ja też ci muszę o czymś powiedzieć — odrzekła Maisa. 
Heino poczuł, że odwaga go nagle opuściła i potrzebował jeszcze chwili czasu, toteż powiedział: 
 — No to... Ty mów pierwsza. 
 — Chyba się zakochałam — powiedziała rozmarzonym głosem Maisa. 
 — Tak? — Heino poczuł, że zrobiło mu się zimno. — A... w kim? 
Czyli jednak się spóźnił. Choć była jeszcze szansa, iż powie, że zakochała się w nim. 
 — Nie znasz go... To książę Sakari... Nasza znajomość jest nieco skomplikowana, ale... nie mogę przestać o nim myśleć — wyznała. 
 — Książę? — powtórzył Heino. — A jest do mnie podobny? — zapytał z nadzieją. 
 — Nie, jest twoim kompletnym przeciwieństwem — zaśmiała się Maisa. 
Heino poczuł, jak gorycz powoli rozchodzi się po jego ciele. 
 — No a ty co chciałeś mi powiedzieć? — Maisa spojrzała na niego badawczo. 
 — Nieważne — mruknął Heino i wstał. — Muszę już iść. 
 — Heino? Gdzie idziesz? Co się stało? — wołała za nim Maisa, ale on szedł szybko przed siebie, nie odwracając się. 
Gdy znalazł się poza zasięgiem wzroku Maisy, z całej siły kopnął jakiś pieniek. 
 — Ała! — krzyknął, bo uderzenie mocno go zabolało. 
Chwilę skakał na jednej nodze, czekając, aż ból przejdzie, a potem ciężko usiadł na pieńku. 
 — Co za porażka... — westchnął. 

*** 

 — Sakari... Tak bym chciała cię dotknąć... — wyznała Maisa, przykładając dłoń do lustra. 
 — Ja także — Sakari zrobił to samo. 
Ich dłonie dzieliło zimne szkło. Żadnego dotyku, żadnego ciepła.  
 — Czy jest jakiś sposób, żebyśmy się spotkali? — zapytała z wahaniem Maisa. 
 — Jest, ale to bardzo trudne. Wiesz, moi dziadkowie potrzebowali pomocy czarownicy, która tu kiedyś mieszkała. Znała ona sposób, żeby do nas przejść i to zrobiła. Po pierwsze, potrzebne jest przeciwieństwo. 
 — To znaczy? 
 — To znaczy, że gdybym chciał do ciebie przejść, musiałabyś znaleźć w swoim świecie osobę, która jest moim dokładnym przeciwieństwem, żeby przeszła do mojego świata na wymianę ze mną.  
 — Z tym nie powinno być problemu — rzekła wesoło Maisa. — Znam taką osobę. 
 — Tak? No to jedno zadanie z głowy. Ale drugie jest trudniejsze. Trzeba zrobić eliksir... 
 — Jaki eliksir? 
 — Eliksir Przejścia. Niestety, nie znam receptury na niego. Mam go jednak w gotowej postaci. Dziadkowie zostawili mi go. Ale ty też musisz go zdobyć. Na pewno gdzieś w tym domu znajdziesz przepis na niego... 
Więc Maisa zaczęła szukać. Szukała całymi dniami, była tym tak pochłonięta, że wracała do swojego domu tylko na noc, a z rana ponownie wyruszała do siedziby czarownicy. Najchętniej w ogóle by nie wracała, bo droga zabierała jej mnóstwo czasu, ale musiała przecież zachowywać jakieś pozory normalności przed swoimi rodzicami. 
Ksiąg było tak dużo, że w końcu prawie straciła nadzieję, że kiedykolwiek uda jej się znaleźć przepis. 
Pewnego ranka, gdy miała już wyruszać, usiadła na chwilę na kamieniu. Była kompletnie zrezygnowana, nużyły ją już nieustanne poszukiwania. 
 — Maisa? — usłyszała nagle za sobą. 
Natychmiast się odwróciła. 
 — Heino! — zawołała. — Dawno się nie widzieliśmy. Co ty tu robisz tak wcześnie? 
 — A co ty tu robisz? — zrewanżował się. 
 — No... — Maisa postanowiła go wtajemniczyć, bo gdyby w końcu udało jej się znaleźć przepis, to i tak by musiała to zrobić. 
Opowiedziała mu o wszystkim, łącznie z poszukiwaniami przepisu. 
Heino pogodził się już z tym, że Maisa nigdy go nie pokocha. Nadal jednak pozostawała jego najlepszą przyjaciółką. Postanowił jej pomóc. 
 — Eliksir Przejścia? Wiesz, kiedy byliśmy tam razem, dużo czasu spędziłem wśród tych ksiąg i wydaje mi się, że gdzieś widziałem przepis na niego... Musiałbym tam pójść i sobie przypomnieć. 
 — Tak? To świetnie! — ucieszyła się Maisa. — To chodźmy, nie zwlekajmy! 
Wyruszyli. Gdy Heino był już w bibliotece, w ciągu kilku minut znalazł przepis. 
 — Super! Muszę mu o tym powiedzieć! Chodź — Maisa pociągnęła go do pokoju z lustrem. 
 — Sakari... Poznaj swoje przeciwieństwo. To jest Heino — przedstawiła swojego przyjaciela. 
Sakari przywitał go z uprzejmym ukłonem. 
 — Witaj, Heino. 
 — Cześć — powiedział nieco chłodno Heino. 
Zajęli się przepisem. Prawie wszystkie składniki były w domu, brakowało tylko żywej żmii. 
 — Ale nie będę musiał tego pić? — zapytał ze wstrętem Heino, patrząc na bulgoczącą w wielkim kotle miksturę. 
 — Niestety tak — powiedziała Maisa. 
 — Ale to może być trujące! — przeraził się Heino. 
 — Oczywiście nie musisz mi pomagać, jeśli nie chcesz... — rzekła Maisa. 
 — Pomogę ci, w końcu jestem twoim przyjacielem — westchnął Heino. — Taka rola przyjaciół, muszą się poświęcać... Dobra, idę zapolować na żmiję. 
Gdy mikstura była gotowa, stanęli wraz z Heino przed lustrem. 
 — Ale czy to nie będzie dla was niebezpieczne? — zapytała ze strachem Maisa. 
 — Jeśli dobrze przygotowaliście eliksir, to nie — powiedział Sakari 
Trzymał już w dłoni kieliszek ze swoją miksturą. 
 — Nie jestem pewna, czy nie pomyliłam proporcji... To było bardzo skomplikowane... 
 — Będzie dobrze, na pewno — Heino poklepał ją pocieszająco po plecach. 
 — Heino, tutaj masz drugą porcję eliksiru — Sakari wskazał na biurko. — Wrócimy dokładnie tak samo. Pokój jest zamknięty na klucz, nie wolno ci z niego wychodzić, bo jeszcze ktoś ode mnie cię zobaczy. Masz tutaj książki, więc w czasie, kiedy u mnie będziesz, na pewno się nie zanudzisz. Daj nam godzinkę. 
 — Dobrze — powiedział Heino. 
 — Gotowy? — zapytał Sakari. 
 — Gotowy — odrzekł Heino. 
Obaj wypili swoje eliksiry. Ich sylwetki stały się nagle dziwnie zamazane. Jednocześnie wkroczyli w lustro, które nie stanowiło dla nich już żadnej przeszkody. 
Błysnęło światło. Maisa z napięciem wszystko obserwowała. Z lustra wypadł Sakari. Czyli udało się!  
Sakari bezwładnie upadł na ziemię. Po drugiej stronie lustra to samo stało się z Heino. 
 — Sakari! — wrzasnęła Maisa i przyskoczyła do niego. — Co ci jest? — obróciła go twarzą do siebie. — Obudź się! Sakari! 
Poklepała go po twarzy, cały czas krzycząc jego imię i zalewając się łzami. Nie wyczuła jego pulsu. Nie żył. 
 — Sakari, nie!  
Łkając, podeszła do lustra. 
 — Heino! Obudź się, błagam! Heino! 
Heino leżał nieruchomo na ziemi twarzą w dół. 
 — Nie... Niemożliwe... Musiałam pomylić składniki i coś poszło nie tak...  Maisa osunęła się na kolana i ukryła twarz w dłoniach. — To wszystko przeze mnie... Heino, przepraszam... Nie powinnam w ogóle cię o to prosić... To moja wina.  
Długo siedziała w ciemnej piwnicy. W końcu wstała. Na jej twarzy malowała się determinacja. 
 — Głupie lustro... Po co ono w ogóle istnieje? Tak nie może być... 
Wzięła gruby pręt ze stojącej w rogu złotej maszyny i z całej siły uderzyła nim o lustro. Kawałki szkła posypały się z głośnym brzękiem. Królewski salon zniknął, teraz odbijała się w nich tylko piwnica. 
Maisa wzięła jeden z kawałków lustra i jego krawędzią przecięła sobie nadgarstki. 
 — Teraz wszyscy będziemy w tym samym świecie — mruknęła i położyła się na zimnej podłodze piwnicy. 
Krew wypływała powoli, spokojnie. 
Maisa zamknęła oczy. 

Sonata Letteraria